czwartek, 27 marca 2014

 Siedzę sobie wygodnie w aucie, czytam książkę i rzucam okiem cóż to przed taryfą się dzieje.
A dzieje się niewiele, ot ludziki łażą w te i z powrotem. Czasem ktoś się potknie, czasem dwóch samców człowieka lekko stuknie się łokciami, czasem wesoło merdając ogonem przebiegnie pies, zadowolony, bo udało mu się ludzia na spacer wyprowadzić.
 Słońce powoli zachodziło, ostatnie promienie przez korony drzew nieśmiało przedostawały się na chodnik.I właśnie w tych promieniach ujrzałem, jak z jednej strony podąża młody człowiek, na oko jakieś lat 18. Mina mówi jednoznacznie- nie podchodź. Spodnie luźne, obuwie sportowe, kaptur, ręce w kieszeniach oczywiście i ta mina. Coś w jego zachowaniu wskazywało, że szuka kogoś w tłumie, który go mijał. Zastanawiałem się kogo, kolegi czy może ofiary. Książka poszła na bok, a ja zacząłem obserwować.
 Widzę nagle jak się zbliża z naprzeciwka całkowite zaprzeczenie młodego człowieka. Żwawym krokiem, niczym rącza łania podskakując wesoło i wymachując torebką nadchodzi staruszka. Dziwna trochę, bo papieros z kącika ust zwisa, obłoki dymu wokół głowy przypominają raczej starożytny parowóz a nie tak nielubiany przez ZUS wycinek społeczeństwa. Wzrok błyszczący niczym u nastolatki, postać prosta a nie zgarbiona.
 Coś mi mówiło, że konfrontacja jest nieunikniona. Zaciekawiony skupiłem swój przepity wzrok na miejscu gdzie według wyliczeń poczynionych przy pomocy komputera, mieli się spotkać. Przy pomocy dwóch widelców nastawiłem w okach ostrość i niczym prawdziwy komandos czekałem.
 Czekałem i czekałem, czas się dłużył jak podróż PKP, ale byłem zdecydowany. W międzyczasie słońce obniżyło się o kolejne 2 stopnie, temperatura spadła, światła też jakby trochę mniej. Kątem oka ujrzałem jak pies podlał drzewko.
 Nagle świat zwolnił, obydwoje kursem kolizyjnym dotarli w końcu na swoje pozycje, młody się spiął, wyprostował i głosem przypominającym odrobinę dźwięk rozrusznika w traktorze zapytał:
 - ma Pani papierosa?
  Wesoła staruszka zatrzymała się prawie, spojrzała hardo i głosem przypominającym dla odmiany pomruk wulkanu rzekła:
 - mam, ale nie dam
I poszła.
Siedziałem tak w aucie z wybałuszonymi oczętami i patrzyłem jak staruszka się oddala.
 W punkcie spotkania zaś, młody na kolanach szukał swojej szczęki, która mu opadła w momencie gdy staruszka w czterech słowach kazała mu spadać.
To było piekne, powiadam. Tęsknie patrzyłem za oddalającą się staruszką, tak mi się spodobała :)
Młody w końcu się pozbierał i powłócząc nogami ruszył dalej. Widać po nim było, że w szoku takim jak i ja.

niedziela, 16 marca 2014

Zbliżał się świt ,na wschodzie było widać już łunę zwiastującą pojawienie się słońca. Rozkazy wydane wcześniej dokladnie precyzowały co i o której ma się wydarzyć. Punktualnie o 4:48 1-go września 1939 roku, niemiecki pancernik Schleswig-Holstein rozpoczął ostrzeliwanie polskiego brzegu. I tak rozpoczęła się druga wojna światowa.
Dokładnie 27 225 dni później, 16-go marca 2014, w okolicach świtu do taxi zawitała młoda niewiasta.Nieśmiało rzekła dobry wieczór i wyjawiła dokąd to chce się udać. Trybiki w moim mózgu zaczęły mrówczą pracę, miliony kombinacji tras do wyboru skazywały mnie na chwilę pełnego skupienia,tak abym wybrał optymalną drogę. Po kilku chwilach napięcie opadło i do przegródki z aktualnymi zadaniami wpadł wynik. Zadowolony z wyboru, pogratulowałem sam sobie i odpaliwszy maszynę ruszyłem z niewiastą na pokładzie w pasjonującą podróż po Szczecinie. Podróż jak podróż, mijała bez żadnych przygód i nieprzewidzianych wypadków. Młode dziewczę siedziało z tyłu auta zajęte swoimi sprawami. Ja trochę znudzony widokiem, jakże niezmiennym zaczynałem drzemać za kierownicą. Niestety nie dane mi było zacząć śnić, bo dotarliśmy do celu.Nastąpiła standardowa wymiana uprzejmości,
- proszę pana-dlaczego tak drogo?
- płać kobieto!
- muszę?
- musisz!
- ok
- dziękuję i do widzenia
Dziewczę wysiadło, znowu byłem sam jak pies.
Szczęśliwy, bo znowu zarobiłem jakieś 3 złote, ułożyłem się wygodnie, wyłączyłem zmysły i zapadłem w letarg, czekając na następne zlecenie.
Nagle, zupełnie nie wiem skąd, pomysł mnie nawiedził, abym wytrzepał dywaniki. Zwlokłem się zatem, strzeliłem w pysk dwa razy celem otrzeźwienia i ochoczo ruszyłem na tył auta w czyn zamienić mój cudny pomysł. Dotarłem na miejsce i oczom mym ukazał się widok, który nie powinien mieć miejsca w porządnej taksówce, a do takiej zalicza się moja właśnie. Wytrzeszczyłem me smutne oczęta, przyglądając się z niedowierzaniem, ale znalezisko nie znikało- było tam dalej. Ponieważ wyznaję zasadę, iż nic nie dzieje się bez przyczyny zacząłem analizować fakt pozostawienia przez dziewczynkę akurat tej części swojej garderoby.Lekko zgrzały mi się styki od myślenia. Może to i pokrętna analiza, ale skąd ona wiedziała, że pieniędzy mam mało?
Przecież od dawien dawna wiadomo, że do skutecznego napadu rabunkowego potrzeba kilku rzeczy. m.in
- broń, tę akurat mam - porzucona kiedyś tam w taxi policyjna pałka nadaje się że hej:)
- cel napadu, tutaj też kłopotu nie ma, bo banki na każdym rogu
- skuteczne maskowanie - i z tym miałem kłopot, do dziś. Damskie pończochy, kolor cielisty są niezastąpione w zamaskowaniu swoich rysów twarzy. I takie właśnie pończochy leżały sobie z tyłu na siedzeniu.
I nie ma żadnych wątpliwości, że pozostawiła je młoda pasażerka jadąca ostatnio. Zanim wsiadła siedzenie było puste. I tak oto, dzięki pełnej wdzięku dziewczynce wiem już co mam zrobić, aby podreperować swój budżet.
Znalezisko przymierzyłem-pasuje jak ulał

sobota, 1 marca 2014

Była ciemna noc. Miasto spało ( większość miasta raczej ) , blask latarni ulicznych raczej potęgował, niż rozświetlał mrok. Na ulicy żywego ducha, toczące się z wiatrem śmieci tworzyły nastrój jak z podłego horroru. W oddali widać było dwa świecące się punkciki. Wiedziałem, że to kot lub pies, jednak wcale mnie to nie uspokoiło. Siedziałem w aucie i czekałem na zlecenie, rozglądając się niepewnie po okolicy.
I chyba zamknęło mi się oko, bo gdy ktoś zapukał w szybę podskoczyłem jak oparzony.
Patrzę ja i widzę zapłakaną twarz, patrzącą na mnie błagalnym wzrokiem.
- proszę pana, zawiezie nas pan w okolice placu grunwaldzkiego.
Nas??? I widzę nagle. Jest i druga postać.
- jasne, wsiadajcie
No to jedziemy.
I słyszę te lamenty z tyłu.
- No ale widziałeś jakiej siary on mi narobił?
- widziałem, nie martw się
- No ale jak on mógł? Chlip, chlip, chlip
- Nie przejmuj się
- przytulisz mnie?
- oczywiście
- chlip chlip chlip, jak on mi tak mógł???buuuuuuuuuu, mieszkania szukaliśmy aby razem zamieszkać, a on takim chamem się okazał.
Trasa na szczęście krótka, więc nie rozpłakałem się, mimo że serce krwawiło. Szybko dojechaliśmy, na kasie oszałamiająca kwota 6,44. Dostałem 6,50 i banda wyszła.
Odprowadziłem ich wzrokiem, gdy tak szli. Pocieszyciel szedł normalnie, a obok niego zapłakany kolega, smutny jak pies.
Rozdzierająca serce scena, powiadam. Wzruszyłem się jak stary siennik wojskowy, otarłem łzy, zakląłem pod nosem na wysokość napiwku i ruszyłem dalej.
Zresztą kwestia napiwków od ludzi o odmiennej orientacji nadaje się na osobny wpis, co zapewne uczynię w niedalekiej przyszłości.