sobota, 8 listopada 2014


Miał okulary, usiadł z przodu, z pyska mu waliło jak z obory. Zimno było, ale okno otwarte miałem, bo wytrzymać nie szło.
Wsiadł i pyta mnie:
  - dokąd jedziemy?
Popatrzyłem na niego czule, zastanawiając się czy w łeb mu przywalić celem otrzeźwienia czy może od razu wziąć i zakopać gdzieś pod płotem. Wygłosił bowiem moją kwestię, to ja powinienem zapytać gdzie jedziemy.
  - hmmm, a gdzie pan sobie życzy?
  - no to może gdzieś gdzie dziewczyny jakieś są.
  - co pan rozumie pod pojęciem dziewczyny, tańczyć pan chce czy może poprzytulać się trochę?
  - yyyy no wie pan o co chodzi
Dziwny jakiś koleś, nawalony jak stodoła a wysłowić się nie potrafi. Cholera jasna, mam myśleć za niego? No to zakładam, że jechać chce do przybytku, agencją towarzyską zwanego.
  - najbliżej w zdrojach jest klub z dziewczynami - powiadam
  - okej, no to jedźmy
Jedziemy więc, facet coś tam opowiada, nie słucham go jednak. Starając się oddychać uszami trudno słucha się jeszcze kogokolwiek.
  - wyrzucają mnie zwykle - przez uszy przebija się wyrwany z kontekstu zlepek słów. Znów oddycham nosem i pytam
  - kto, co, skąd wyrzucają?
  - no z tego klubu do którego jedziemy.
  - no ale co?
  - mnie wyrzucają zawsze
  - a dlaczego wyrzucają?
  - nie wiem, ten facet co tam jest to cwaniaczek
  - no tak, ksiądz raczej nie będzie prowadził agencji
  - a zna pan inny taki klub??
  - no znam, ale to po drugiej stronie, możemy i tam jechać - kieruję faceta na właściwe tory. Dłuższy kurs to i rachunek wyższy :)
  - a tu nie ma? po tej stronie miasta?
  - no nie ma
  - trudno, jedziemy więc, może dziś mnie nie wyrzuci
Mam dziwne wrażenie, że jednak wyrzuci. No! ale co mi tam, klient nasz pan
Dojechaliśmy na miejsce, facet wysiada i mówi abym poczekał.
  - okej, poczekam, do tej pory jednak 15 zł się należy.
  - zapłacę jak wrócę
  - wolałbym teraz - upieram się jak osioł.
Koleś posmutniał, ale wyjął portfel, zapłacił i poszedł.
Po chwili ochroniarz z klubu przyłazi do mnie i pyta czy wchodzę do środka.
  - no właśnie nie wiem - odpowiadam - facet gadał, że go za każdym razem wywalacie stąd na zbity pysk, więc nie wiem czy jest sens.
  - istotnie, przyłazi, siedzi tylko, wyzywa dziewczyny, znam tego typa. Zwykle nie ma pieniędzy. Dawaj do środka,co będziesz siedział w taryfie.
No to idę. Ledwo się usadowiłem, rumor jakiś słychać, drzwi się otwierają i wylatuje mój klient z ochroniarzem trzymającym go za kołnierz.
  - no to się faktycznie nasiedziałeś hyhy - powiada wykidajło z uśmiechem od ucha do ucha.
Pożegnałem się i powlokłem za klientem.
Ten zaś oparty o auto, mamrocze coś o niesprawiedliwości, o matce ochroniarza i o dziewczynach pracujących w klubie.
Wpadam na piękny pomysł, zaskoczę typa zanim on znowu to zrobi.
  - gdzie jedziemy? - pytam zadowolony, że nie pozwoliłem tym razem jemu się o to pytać.
  - no gdzieś musimy pojechać
  - ale gdzie?
  - nie wiem
Zaczyna mi ciążyć towarzystwo
  - no to jedziemy gdzieś czy nie?
  - a co pan proponuje???
Do Warszawy baranie- myślę sobie, dodając na głos:
  - tu już nic nie ma, tylko centrum pozostaje
  - ok, jedźmy
No to jedziemy znowu, facio marudzi i marudzi, mam mu knajpę wybrać.
Przez chwilę pomysł miałem, żeby go do knajpy dla ciepłych chłopaków wywieźć, porzuciłem go jednak, bo trza być miłym dla klientów .
  - paaanieee, już późno, teraz to tylko deptak - powiadam facetowi, bo przecie nie zawiozę go do żadnego z normalnych klubów, bo i tak go nie wpuszczą.
  - ale ja nie chcę z małolatami - powiada ludź
  - a kto każe z małolatami, knajpa na knajpie tam, coś pan znajdziesz.
Dojechaliśmy, zapłacił i poszedł.
Zastanawiam się czy dopił się i przeżył. Nie lubię takich marudzących klientów. Ni cholery.



niedziela, 2 listopada 2014

Trup

Zainstalował mi się w taryfie w okolicach peronu 5, to taka knajpa w pobliżu dworca PKP.
Trzeźwy nie był, wyglądał zresztą na takiego który poza alkoholem zażył jeszcze inne środki wspomagające "dobrą zabawę".
  - mistrzu, pojedziemy do Gryfina? - pyta koleś
  - pojedziemy
  - a za ile?
Ruch był, więc nie za bardzo mi się chciało jechać z jakimiś zniżkami dla strudzonych wędrowców
  - za 100 zł możemy jechać
  - za 100??!!! to za drogo
Zatrzymałem wehikuł i czekam aż gość wymyśli cóż zatem robimy.
  - yyyyyyyyyy eeeeeeeeee no to pod galaxy mnie zawieź
  - tak jest!!!
Droga prosta jak strzała minęła nie wiadomo kiedy. Dojechaliśmy pod adres, uruchomiłem hamulce, co ciekawe - nawet zadziałały. Na liczniku 9.98
 Odwracam się podając cenę, a tam zwłoki. Koleś śpi.
Podkręcam zatem potencjometr, ustawiając swoją moc wyjściową o 3 punkty wyżej
  - halooo dojechaliśmy
Koleś śpi.
Potencjometr podkręcony bardziej
  - pobudka!!!! jesteśmy na miejscu
Koleś śpi.
No cóż, rękoczyny czas zacząć. Wyciągam więc rękę ku zwłokom i trącam ramię, jednocześnie drąc się jak opętany.
Koleś śpi. 
Przez myśl mi przechodzi, aby mu przylać policyjną pałą, która grzecznie spoczywa koło mnie.

   Czasem na filmach jest scena gdy najbliższa, bądź bliska bohaterowi osoba, zostaje śmiertelnie ranna i z braku innych zajęć postanawia sobie umrzeć. Leży przeto na glebie, gasnącym wzrokiem patrzy na bohatera, cichutko mówi, że kochała, że bohater jest także jej bohaterem, że przeprasza za całe zło i takie tam.
Po wygłoszeniu tych kwestii następuję nieunikniony zgon. Bohater w zależności od tego czy jest zrównoważony psychicznie czy nie, przeprowadza jedną z dwóch możliwych czynności.
1.Kładzie palce na oczy, i powolnym ruchem zamyka powieki, przytula nieboszczyka, czasem zapłacze, jednakowoż po dłuższej lub krótszej chwili, odchodzi dalej czynić swoje bohaterskie czyny, czyli w znakomitej większości ratować świat. 
2. Łapie truposza za ciuch wierzchni i potrząsając tak, że latająca głowa łamie kręgosłup, drze ryja- nie umieraj, nie możesz teraz umrzeć, wszystko będzie dobrze, nie zasypiaj itd. itp. Tych słów jest całe mnóstwo i nie sposób ich tutaj wymienić.
  Naszła mnie jednak myśl, co zrobi bohater z punktu drugiego gdy denatem będzie piękna plażowiczka ubrana z zasady dość skąpo, jedyny ciuch przecie to strój kąpielowy. Łapiąc ją bowiem za okrycie wierzchnie i szarpiąc, ani chybi rozbierze ją do naga. Podchodzi to pod nekrofilie, bezczeszczenie zwłok czy nieobyczajne zachowanie? Zagalopowałem się, wracam do historii właściwej.

  I w tej właśnie chwili przypomniał mi się bohater z punktu 2. Odwróciłem się bardziej, w dłonie ująłem odzież wierzchnią denata z taksówki po czym zacząłem ćwiczyć mięśnie rąk. Nie pamiętam ile powtórzeń ani ile serii, w końcu jednak się zmęczyłem.
Koleś śpi.
Opadłem na fotel i dumam. Przez myśl przelatują mi różne obrazy m.in gazeta i pies. No i znowu coś mi się przypomniało. Pies gdy dostanie do zabawy gazetę to szarpie nią na wszystkie strony, aż ją rozszarpie. Postanowiłem zastosować to przy truposzu. Wprowadziłem wprawdzie dwie istotne modyfikacje, nie szarpałem typa zębami no i postanowiłem nie rozszarpać go na części.
Złapałem typa ponownie rękoma, załadowałem do pamięci program sterujący nieskoordynowanymi ruchami i uruchomiłem go.
  Co tam się działo, maskara. Facet latał z tyłu jak nadmuchany balon wypuszczony z rąk.
Zadziałało jednak, oka otworzył, kontrolki mu się zaświeciły. Ożył, jednym słowem.
Wzniosłem ręce ku niebu. To cud!!!! Po sekundzie zachwytów nad samym sobą, zwróciłem swoje kaprawe oczęta ku świeżo ożywionemu.
  - dojechaliśmy - mówię
  - szybko - odrzekł zombiak i dał mi 50 zł pytając czy tyle może być.
  - noooooo pewnie, że może być - zadowolony jak pies byłem, bo taki napiwek to hoho.
Zombiak otworzył drzwi, wysiadł i po 13 milisekundach był z powrotem.
  - Szefieeee!!!!!! Ale to nie jest gryfino!!!!!
Rozejrzałem się, popatrzyłem w lewo i w prawo, rzuciłem okiem za siebie, przeanalizowałem dwa razy i wyciągnąłem wnioski, którymi postanowiłem podzielić się z pasażerem.
  - no nie jest.
  - mieliśmy jechać do gryfina

  Czasem z pijakami trzeba przeprowadzać procedurę zwącą się : Powrót do przyszłości z elementami przeszłości.
Polega ona na przypominaniu co się działo wcześniej i jak doszło do tego, że czasoprzestrzeń pijaka zagięła się w sposób zupełnie dla niego niezrozumiały. Żmudna to czynność, jednakże nieodzowna czasem.
Procedurę przeprowadziłem przypominając mu skąd się tutaj znalazł i ujrzałem w okach denata, że zaczyna łapać o co chodzi.
   - No to jedźmy więc - powiada gość
   - płatne z góry - powiadam, w gryfinie bym zwłoki wyjął, posadził na stacji benzynowej i tyle. Nie musiałbym budzić nawet
  - no przecież zapłaciłem
  - no tak, ale 50 zł, a do gryfina to 100 trzeba
  - No to nie, to nie jadę
I wysiadł.
Po sekundzie był z powrotem:
  - za dużo zapłaciłem, daj mi resztę
Uleciało ze mnie życie, tyle gadania po próżnicy, tyle szarpania się ze zwłokami i tak piękny napiwek zamienił się w zero. Oddałem 40 złociszy i złorzecząc pod nosem zapadłem w letarg, czekając na następnego klienta, klientkę bądź zlecenie z korporacji.