poniedziałek, 2 marca 2015

Leciała z maksymalną możliwą prędkością, jej oczy zapewniające pole widzenia równe 360° bez przerwy lustrowały otoczenie. Pomimo tego wpadła jednak w sidła.
 Obywatel pająk tylko na to czekał, gdy tylko mucha wpadła w sieć, odłożył gazetę i pomknął ku niej zgrabnie stąpając po pajęczynie. Mucha już wiedziała co ją czeka, Nie wiem czy te wstrętne owady też przed śmiercią wizualizują sobie całe życie, jednakże nic mnie to nie obchodzi. Brzęcząca zdzira swoim małym rozumkiem pojmowała tylko jeden fakt. Taki, że oto ona życie kończy a dwa metry niżej życie się zaczyna.
 Była wrześniowa sobotnia noc, niektórzy się bawili, niektórzy nie.
W pełnym karaluchów szpitalu, w sali na suficie której życie kończyła pewna mucha, dział się cud.
 Cud narodzin. Zegar wskazywał godzinę 0:40 gdy cud się ziścił. Na świecie pojawił się nowy człowiek.
Od samego początku wkurzony jak pies, bo wyrwany został z przyjaznego środowiska wprost w nieprzyjazny dla niego świat. Zresztą czemu tu się dziwić, każdy byłby wkurzony gdyby goły, mokry i bez forsy znalazł się w pokoju z obcymi ludźmi. Jedyna znana osoba była wykończona tym aby cud mógł na świecie się pojawić.

 2215 tygodni później, już ubrany, suchy i z forsą w portfelu siedziałem wygodnie w taryfie obserwując jak zgraja młodych kobiet nieubłaganie zbliża się ku mnie.Nie spodziewałem się, że będę świadkiem cudu. Następnego! Pierwszy to ja przecie :D
 Było ich sztuk cztery, sylwetki niczego sobie, ubiory dziwnie kontrastowały z panującą pogodą, bo przecież parno nie było. Otworzyły się drzwi i zaczął się załadunek samic.
 Tak sobie czasem myślę, że idealny świat to taki gdy wszyscy pasażerowie załadowawszy się do taryfy, na dany znak chórem mówią: Dzień dobry lub dobry wieczór.
Świat jest jednak podły, co kto wejdzie to się wita, efekt jest taki, że 4 razy trzeba się witać. A mi się nie chce tyle gadać z obcymi. Nie i już, no ale mama kazała być uprzejmym, no to jestem.
 - witam
 - dzień dobry
 - dobry wieczór
 - witam
 Pysk mnie już boli - gdzie jedziemy?-pytam uprzejmie
- Proszę pana, jedziemy do Rocker'a ( to taka knajpa w Sz-nie), a po drodze jeszcze na jedną ulicę, tam krótki postój i jedziemy dalej.
 - bardzo proszę - odpowiadam młodym kobietom i koordynaty celu i przystanku w pamięć załadowawszy, wyruszam w podróż.
Podróż mija spokojnie, nie licząc oczywiście dyskusji prowadzonej przez przedstawicielki płci innej niż moja. Skąd one biorą tematy? Jak można gadać przez parę godzin? O czym cholera????  
Wiadomo, że te pytania pozostaną bez odpowiedzi, bo odpowiedzi na nie nie ma. Nie ma!

Dojechaliśmy na ulicę na której mamy mieć krótki postój. Ciąg wsteczny włączony, zatrzymuję się idealnie w miejscu w którym chciałem. Nikt nie bije braw, dlaczego?
Młoda kobieta siedząca z przodu po mojej prawej ( po lewej byłoby jej trudno a mi cholernie niewygodnie) odwróciła się do tyłu i rzecze:
 - to ja lecę się przebrać, idzie któraś ze mną?
 - ja idę - rzekła istota siedząca z tyłu.
 -ok, no to chodź - odpowiada panna po czym rzuca w moją stronę - za 2 minuty jesteśmy.

O mało się nie udławiłem własnym językiem. Za 2 minuty jesteśmy, taaaa jasne. 2 kobiety w przebieralni i 2 minuty, akurat.
Tak mi się wydaje, że gdyby kobieta była katem i powiedziała do skazańca mającego zaraz zakończyć żywota - wracam za 2 minuty- muszę się przebrać, to skazaniec spokojnie mógłby udać się do celi, spożyć nie tylko ostatni posiłek, ale kilka ostatnich posiłków jak i wypalić kilka ostatnich paczek papierosów.
Przecież to prawdziwy oksymoron, szybkie przebranie się, ubaw po pachy.
Zaczynam żałować, że nie mam poduszki, drzemka byłaby wskazana. Mimo braku poduszki zamykam sobie oka i tak trwam.
Nagle otwierają się drzwi, wsiada dziewczę
 - już jesteśmy, możemy jechać
Spoglądam na zegarek, przeskoczyła właśnie druga minuta, co oznacza, że faktycznie zmieściła się w zadanym okresie czasu. To mi nie gra zupełnie
 - mieszka pani w bramie? pytam
 - nie, na pierwszym piętrze
Podejrzliwie się przyglądam istocie. No to ona, ani chybi. I przebrana.
Nic z tego nie rozumiem. Próbuję wprawdzie, ale nijak pojąć nie mogę. Uzmysłowiłem sobie jednak prawdę: to cud. Inne kategorie tutaj nie pasują, byłem świadkiem cudu. Niemożliwa rzecz stała się faktem.
Ledwo się otrząsnąłem z tego szoku. Dojechaliśmy pod knajpę, miłe sylwetki wysiadły. Ja zostałem, trawiąc to co widziałem.

Cofnijmy się odrobinę w czasie: musiałem być naprawdę wkurzony skoro darłem mordę 4 miesiące po urodzeniu, darłem ryja non-stop, pytałem właśnie rodzicielki - mama pamięta, ja nie z bardzo.
 Jedyne co mnie uspokajało to cycek, zwany także antydepresantem. Naturalnym oczywiście. Żaden suplement. To działa. Naturalny antydepresant.
Chyba wpadam w depresję, gdzie jest moja kobieta????
A! jest!
Muszę lecieć