poniedziałek, 9 czerwca 2014

Jestem wredny

No! Nie mam zrozumienia dla preferencji muzycznych młodych ludzi. W ogóle. Nic a nic.
Nawet troszkę, odrobinę, tyci tyci, zero.
   Wsiada para do auta, on łysy jak kolano, ona blondyna z włosami sięgającymi do miejsca gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Zapach jej perfum jest tak gęsty, że właściwie może służyć jako gotowy fundament pod 40-to piętrowy wieżowiec.
   Ona widać w szkole liznęła odrobinę ogłady, bądź też rodzice nakładli do czaszki, że wpada się przywitać, sadowiąc swe ciało w mojej taksówce, bo ledwie drzwi otworzyła, poleciało ku mnie starożytne " witam "
   On w szkole pewnie akurat nie był, jak o kulturze mówiono a mama i tata widać zapomnieli synkowi powiedzieć, lub też synek zapomniał, że wypada coś rzec na wejściu.
Tak czy siak nic mnie to nie obeszło, bo już jestem przyzwyczajony do takowych zachowań.
Wlazł łysy, zainstalował się na siedzeniu i rzecze:
   -  sosnowa
Upał się dawał we znaki, więc chwilę trwało zanim skojarzyłem gdzie to ona jest ta sosnowa.
Minęło jakieś 1,5 sekundy i nawet wiedziałem już którędy jechać.
   Chciałem już silnik zapalać, procedury startowe przeprowadzać, gdy zacząłem nagle myśleć.
To zdumiewające jak człek nagle zaczyna myśleć i przestać nie może. Tak sobie siedziałem na siedzeniu i dumałem - co łysy miał na myśli. Może ta jego blondyna na nazwisko ma sosnowa i ją akurat wołał, albo może chciał się pochwalić, że wie, iż taka ulica w Szczecinie jest. No za cholerę nie wiedziałem, siedziałem sobie zatem radośnie dalej i dumałem.
   Łysy siedział z tyłu wraz z blondyną i cierpliwie czekał.
Minęło kilkanaście sekund, w ciągu których ( wstyd się przyznać ) nie wyciągnąłem żadnych konkretnych wniosków. Łysy chyba też trawił dostępne informacje, bo po chwili rzekł
   - halooo, słyszy mnie pan? sosonowa
Olśniło mnie nagle, sosnowa to nie nazwisko blondyny. Pierwszy konkret.
   - sosnowa, co!? - pytam łysego
   - sosnowa ulica - wydusił z siebie pan kolano
   - sosnowa ulica co!? zawaliła się? pojechała gdzieś? co z nią? zapytałem szczerze zmartwiony
   - yyyyyyy na sosnową chcemy jechać
   - aaaaaa, jechać! No to da się załatwić, można było od razu powiedzieć, po co ta zwłoka?
   - przecież mówiłem
   - no nie, mówił pan " sosnowa " nie słyszałem, że chcecie tam jechać.
Pan "nie mam włosów ani mózgu" zamilkł, dzięki czemu mogłem rozpocząć procedury startowe.
Nie będę tych procedur tutaj opisywał, wystarczy że w wyniku ich zastosowania pojazd w magiczny sposób zaczął się poruszać i zaczęliśmy jechać ku celu.
   Radio rzępoliło jakieś smętne kawałki, klimatyzacja milutko chłodziła wnętrze auta, nie dość mocno jednak, bo w lusterku widziałem jak łysy intensywnie nad czymś myśli i grzeją mu się styki.
Tak się zastanawiam, czy nie powinienem wozić mokrych ręczników na taką okoliczność.
Po kilku minutach słyszę:
   - zmieni pan stację w radiu
Nie usłyszałem na końcu zdania znaku zapytania, więc wymyśliłem, że to nie było pytanie a stwierdzenie, nie wymagające odpowiedzi. Chciałem być jednak kulturalny, rzekłem więc:
   - zmienię
Widziałem w oczach łysego triumf, tak jak by udało mu się bez błedów napisać sto razy MAMA.
Po chwili jednak oka mu jakby lekko zbladły, znowu intensywnie myślał co mu tu nie pasuje.
   - No to niech pan zmieni
   - ale co mam zmienić?
   - stację
   - jaką stację?
Powinienem oprócz tych ręczników jeszcze tabletki na ukojenie nerwów wozić chyba, bo widzę że łysy jakiś dziwnie zdenerwowany, kręci się jakby owsiki miał, czy tam inne tasiemce.
   - no stację w radiu niech pan zmieni
   - aaaa, w radiu stację zmienić mam?
   - tak
   - nie
I znowu łysy jakby zapadł się w sobie. Obawiam się, że on naprawdę nie rozumial co się dzieje.
Ponownie próbował poskładać to w jakąś sensowną całość, ale chyba mu się to nie udawało.
   - my chcemy czegoś innego posłuchać
   - a ja nie
   - ale my jesteśmy klientami, powinien pan zmienić
   - co zmienić?
Kolano chyba zaczął łapać, bo rzekł:
   - stację , po czym dodał - w radiu
   - nie powinienem
   - dlaczego?
   - a dlaczego powinienem?
   - bo płacimy
   - no tak, za przejazd płacicie, nie za radio.
   - no przecież to krótka trasa, co panu szkodzi?
   - no przecież to krótka trasa, wytrzymacie
I tak to trwało: łysy namawiał, ja odmawiałem. Blondi siedziała z okami jak szklanki i nie wiedziała za bardzo co ma zrobić.
   W końcu przemogła się w sobie i rzekła do swego lubego:
   - Jarek, daj spokój już.
Wtedy szlag mnie trafił, bo przecie Jarki to fajne chłopaki są. Żaden nie miał na nazwisko Stalin, Hitler, Tse Tung, Husajn czy Amin. Jest jeszcze Jarek Kaczyński, ale to już wyjątek jest. A ten co siedział mi w taryfie to niby Jarek?
   Za wikipedią : Jarosław, Jerosław, Jirosław – męskie  imię słowiańskie oznaczające kogoś, kto ma silną, mocną sławę. Słowo jary = mocny, silny, krzepki w okresie przedchrześcijańskim miało to samo znaczenie co słowo święty. Słowo święty dopiero później przyjęło swoje obecne znaczenie.

   I to coś z tyłu to niby święty? No żesz ty w mordę i nożem, tym razem we mnie się zagotowało.
Zagoniłem szare komórki do pracy, cofnąłem w myślach wszystko co do tej pory usłyszałem i wymyśliłem.
   Łysy w tym czasie tłumaczył blondynie coś zawzięcie. Nie chciał się poddać.
Grzecznie czekałem na jego słowo.
   - no niech pan zmieni
Tym razem już się nie odezwałem:) po analizie całej rozmowy stwierdziłem, że ani razu nie padła  nazwa stacji na którą mam zmienić. Cóż począć, klient nasz pan.
Ustawiłem radio na częstotliwość 101.6.
   Zerkałem na łysego w lusterku, jego triumfujący wyraz twarzy zmienił się nagle w pełną niedowierzania minę.
   - Co pan zrobił? wykrztusił z siebie
   - zmieniłem stację w radiu, zgodnie z życzeniem zresztą
   - ku....wa! Na radio Maryja?????
   - i owszem, odparłem z uśmiechem na pysku
Wtedy to usłyszałem, że jestem wredny typ. Normalnie to bym się obraził, ale ponieważ ubaw miałem nieludzki to z wielką satysfakcją słuchałem wraz z łysym Radia Maryja, czyli Katolicki Głos w Twoim Domu.
Długo to nie trwało, ale widać było, iż pan kolano cierpi.
Cierpiałem razem z nim, ja jednak z wrednych powodów :)
   Długo to nie trwało, dojechaliśmy w końcu. Łysy rzucił dychą, wydałem 12 groszy reszty monetami po 1 grosz. Twardziel z niego był, czekał aż znajdę te 12 groszy.
Pożegnałem go swojskim Szczęść Boże, usłyszałem ponownie że jestem wredny.
Uśmiechnąłem się promiennie szczerząc zęby, usłyszałem jeszcze raz że wredny typ jestem i po chwili zostałem sam.
Zmieniłem stację w radio na inną i ruszyłem dalej:)
   Czasem lubię tą pracę :D