niedziela, 11 maja 2014

Weekend minął, na szczęście :) Zwykle nic się nie dzieje, bo to ogólnie nudna praca, jednak udało mi się zarejestrować ( i nie zapomnieć-co najważniejsze) kilka scen.

     Nie wiem czy to pogoda, czy coś innego, ale koniec tygodnia był pod znakiem focha.
Stoję sobie na światłach, cierpliwie czekając aż się zapali to na dole, zielone je zwą. I patrzę.
Patrzę i widzę, jak przed maską auta przechodzi dziewczyna. Wzrok wpatrzony w jeden punkt, twarz nieruchoma, usta zaciśnięte tak, że widać tylko poziomą kreskę. I idzie taka, całym ciałem pokazując światu, że ma focha. Kilka metrów za nią, powłócząc nogami sunie facet, wzrok zamglony, twarz wykrzywia grymas rozpaczy wymieszany z nerwem. Sunie tak za obiektem swych westchnień i zapewne nagle wpada mu do głowy myśl, że to przecież nie może trwać wiecznie. Widzę jak w procesy myślowe wkrada mu się pomysł, że może już jej przeszło, że będzie jak kilka godzin wcześniej.
    Ten fakt dodaje mu skrzydeł, wygląda to tak jak w pracowni doktorka Frankenstein'a, gdy zwłoki nagle ożywają. Widzę to samo przed sobą. Facet zebrał się w sobie, podkręcił obroty i błyskawicznie zaczął zbliżać się do swojej chmury burzowej. Zanim przeszli na drugą stronę ulicy, koleś był już tuż za nią.
   Nie wiem czy ona miała oka z tyłu głowy, czy zaawansowane sensory, tudzież radar, czy też jakieś inne ustrojstwo ostrzegające przed niebezpieczeństwem. Odwróciła się w chwili gdy dłoń faceta już lądowała i prawie dotykała jej ramienia.
    Powiadają, że czasami można się zakochać od pierwszego wejrzenia, nawet ma to swoją nazwę - rażenie piorunem to się nazywa. Ja zaobserwowałem chyba coś całkowicie przeciwnego, dziewczyna brała lekcje szybkości chyba u samego Bruce Lee, bo odwróciła się w ułamku sekundy, zdzieliła faceta swoją torebką, jadowitym głosem mówiąc, żeby dał jej spokój, bo ona jest na niego zła.
   Cóż człowiek miał począć? Taka prośba, poparta argumentem w postaci torebki musiała zostać spełniona. Każdy wie, że damska torebka zawiera poza niezbędnymi rzeczami typu, błyszczyk, szminka itp. także inne różne wynalazki. Ta akurat chyba zawierała resor od ciężarówki, albo metr łańcucha kotwicznego, bo facet zgiął się wpół i zaprzestał swoich prób.
   Tu niestety kończy się scena, światło zielone przyszło, więc odjechałem.

Wcześniej trochę przejeżdżałem koło kurczakowni, czyli KFC. Rzuciłem akurat tęsknym wzrokiem na reklamy z kurczakami, bo lubię drób w tej postaci i zrobiło mi się  głodno. Rozmarzyłem się na chwilę, wyobrażając sobie jak w promocji nie dają kubełków a całe beczki ze skrzydełkami. To miłe.
    Wyrwały mnie z zadumy otwierające się gwałtownie drzwi od knajpy, wybiegła z nich niewiasta a tuż za nią, lotem koszącym leciał koleś. Trzymał w ręku kubełek z kurakami. Przewaga szybkości jaką uzyskał na starcie, przełożyła się na dogonienie dziewczyny po niecałych dwóch metrach.
     Tutaj też w grę musiał wchodzić słynny foch, bo facet leciał ku ukochanej z kubełkiem pełnym kurczaków, a ona jednym płynnym ruchem wytrąciła mu rzeczony kubełek z rąk.
    Podobno w niektórych chwilach czas zwalnia, to była taka właśnie chwila, mimo że jechałem dość szybko to czas zwolnił. Widziałem jak kurczaki wylatują z kubełka i lądują na ziemi. Ja nawet widziałem dokładnie w zwolnionym tempie, jak w locie kawałki kurczaka zderzają się z sobą.
 Smutna to była godzina.

  Tej samej nocy widziałem też, jak tym razem przodem szedł facet a 10 metrów za nim piekliła się dziewczyna. Piekliła się to dobre słowo, bo pomimo tego że jechałem, muzyka grała, to dokładnie słyszałem jak drze się wniebogłosy i to słowami powszechnie używanymi, gdy opowiadamy sobie o naszych politykach. Waliła przy okazji torebką o ścianę budynku i tupała nóżkami. Nie jestem przekonany czy chciałbym widzieć koniec tej awantury, gdy już dotarli do domu.

Ostatnie co mi utkwiło w pamięci to zlecenie około 4 nad ranem. Podjechałem po klienta, koleś wsiadł i konspiracyjnym szeptem rzekł:
   - Panie, na jagiellońska poproszę, ale najpierw pojedźmy po kebaba, bo mnie żona zaj..bie. Miałem wrócić o 22 do domu, już wydzwaniała do mnie milion razy. Muszę go jej kupić to będę miał spokój.

I tak się zastanawiam, kebab? o 4 rano? W ramach przeprosin? Masakra jakaś, już to widzę normalnie jak facet wchodzi do domu, żona czeka z wałkiem do ciasta, albo z bazooką, a on do niej
    - cześć kochanie, mam dla Ciebie kebaba.
Żona patrzy na niego, oczy jej wilgotnieją, uzbrojenie z rąk wypada gdy drżącym głosem mówi do męża,
   - kochany jesteś, kocham Cię
Po czym rzuca się na kebaba i pożera go w ciągu sekundy, ociera usta z sosu czosnkowego i wydłubując baraninę spomiędzy zębów, prowadzi mężusia do łóżeczka.

Jasneeeeeee, ja też byłbym zadowolony gdyby mi moja kobieta wróciła nad ranem z siatką pełną ziemniaków, nawalona jak stodoła i budząc mnie rzekła,
    - cześć kochanie, już jestem, zobacz - kupiłam ziemniaki, zaraz zrobię ci placków ziemniaczanych.
Normalnie odlot:)