Musiało to już trochę trwać, irytować pewnie też. Pewnego dnia ktoś podjął decyzję. Nie wiem kto, ale ktoś w końcu rzekł : robimy remont. Problem był z gruzem, co z nim zrobić? Zamówiono wielki wór na gruz.
Remont trwał i trwał, wór powoli się napełniał, aż się napełnił.
I oto przedziwny zbieg okoliczności sprawił, że akurat przy nim sobie stałem czekając na klienta lub klientkę. Wór jak wór, stał tam niezwruszenie, sam w środku miasta, wypełniony po brzegi czekał aż, go stamtąd zabiorą. Zadumałem się odrobinę nad losem wora, nie za długo jednak, bo oto nadeszła istota z którą miałem udać się w podróż ulicami Szczecina. Zainstalowała się w tylnym przedziale taryfy, adres podała, a ja poczyniwszy standardowe czary wyruszyłem ku przeznaczeniu.
Istota rodzaju żeńskiego była, ubrana w kusą sukienkę, ciasno opinającą ciało. Nie wiem co sprawiło, że chciała usłyszeć moją opinię, jednakowoż rzekła do mnie :
- jak Pan myśli, spodobam się chłopakowi?
Trudne pytanie - pomyślałem sobie. Przecież widziałem ją tylko w lusterku, gdy szła do auta.
Uczeni twierdzą, że na początku był wielki wybuch, później powstały jakieś prymitywne formy życia a następnie ewolucja doprowadziła nas do miejsca w którym się obecnie znajdujemy. Jednym z wynalazków ewolucji była i jest giętka szyja. Użyłem zatem tego wynalazku i odwróciwszy głowę w stronę nieznajomej, błyskawicznie skserowałem sobie jej wygląd do pamięci, po czym jeszcze szybciej odwróciłem się z powrotem. Jechaliśmy już przecie.
Przepuściłem poczynione ksero przez zwoje mózgowe i rzekłem:
- myślę że tak, spodoba się pani.
Dziewczę, zadowolone i uśmiechnięte stwierdziło, że bardzo dobrze i że się bardzo cieszy.
Cieszyłem się wraz z nią, czując jednocześnie że coś jeszcze do mnie powie.
- faceci to świnie, zdradzają a później przepraszają - rzekła.
Spojrzałem w lusterko, ale nic nie zobaczyłem. Ciemność skutecznie maskowała kobietę w drugim przedziale. Co można odpowiedzieć na takie stwierdzenie? Nie wiem, brak pomysłów sprawił że milczałem jak zaklęty.
- moja praca sprawia, że znam wielu facetów - dodała po chwili.
No to sobie dumam gdzież kobieta może pracować: kasjerka w hipermarkecie, kierowca autobusu, dowódca lotniskowca lub okrętu podwodnego, strażnik więzienny lub inne takie.
- bo wie pan, ja pracuję w najstarszym zawodzie świata - stwierdziła jak gdyby nic.
Zrobiłem użytek z wynalazku ewolucji, czyli tej wspominanej już giętkiej szyi i rzuciłem okiem za siebie będąc pewien, iż ujrzę wyszczerzoną kobietę, zadowoloną z żarciku.
Szczerze zaskoczony byłem gdy ujrzałem śmiertelnie poważne oblicze obywatelki wszetecznicy, zwanej też potocznie pizdneswomen. Nie to abym był jakoś szczególnie zdziwiony, iż takowe kobiety istnieją, woziłem już je masę razy. Są one zresztą dość sympatycznymi klientkami, bo jak już zaczną o czymś opowiadać to walą prosto z mostu i nie ukrywają swej profesji, jednocześnie też wcale się nie chwalą co robią.
Ta była całkiem inna, powiedziała od razu, że w jej wypadku szerokie pieluszkowanie dało całkiem inny efekt od zamierzonego.
Z taryfiarzami to jak z tymi facetami w sukienkach, ludzie mówią nam wszystko, różnica jest tylko taka, że nie udzielamy rozgrzeszenia :) I pewnie dlatego dziewczę wymyśliło sobie, że poopowiada mi jak to ciężko teraz żyć na tym łez padole. Siedziałem zatem sobie grzecznie, słuchając zwierzeń kobiety lekkich obyczajów.
- a wie pan, muszę wozić z sobą pistolet gazowy, czasami się przydaje.
- serio? to takie bydlaki się zdarzają?
- no serio, patrz pan - rzecze niewiasta, po czym wyciąga w moją stronę gnata wyglądającego zupełnie jak poczciwy sig sauer. Lekko zgrzały mi się styki, bo gnat skierowany był lufą ku mnie, a zasad bhp przy obchodzeniu się z bronią przestrzegam zawsze, tak jak politycy tego, aby nakraść sobie jak najwięcej.
- No piękny - powiadam, ale proszę skierować go w inną stronę.
- ojej, przepraszam
Przez jej lico przeleciał cień geniuszu, gdy zrozumiała że tak się broni nie trzyma. Schowała do torebki i zaordynowała krótki postój przy całodobowcu, albowiem nabyć drogą kupna chciała papierosy.
Zatrzymaliśmy się zatem, dziewczę poszło po pety i po chwili wróciło. Myślałem, że skończyła już dyskusję, ale nie jednak....
- wie pan, jak dojedziemy na miejsce to poczeka pan chwilę-tak? Bo ja nie wiem czy on jest w domu.
- oczywiście że poczekam
- to dobrze, a wie pan, bo ja się trochę boje.
- a czego to się pani boi ?
- czy przypadkiem jego dziewczyny nie ma.
Tutaj ponownie się zamyśliłem, bo trochę to dziwne-co? Ona ladacznica jedzie do chłopaka, on ma dziewczynę- o co tu cholera chodzi???
- hmmmm, a on wie że pani do niego jedzie??
- No właśnie nie, ale nadzieję mam że będzie w domu.
No masakra normalnie, gdzie rozum???? W reklamach orange chyba
- To może spróbuje pani zadzwonić?
- nie, jeszcze go obudzę i będzie zły.
Zamilkłem, bo i co tu gadać?
- A wie pan? Nigdy bym nie zdradziła swojego chłopaka, ja wiem że to dziwnie brzmi, ale to prawda
- tak, oczywiście - odrzekłem z uśmiechem. Szerokim uśmiechem.
Ewolucja spisała się ponownie, gdyby nie uszy, uśmiech miałbym dookoła głowy.
- hahaha, a jego dziewczyna jak się o nas dowiedziała to pocięła mu ubrania, śmieszna jakaś-prawda? mam nadzieję że jej nie będzie.
- tak tak, oby jej nie było - rzekłem
Kursik nie był długi, kobieta pracująca inaczej w końcu wysiadła.
Napiwku nie dała, wredna.
Chwilę tam stałem, zgodnie z życzeniem zresztą. Niewiasta nie chciała zadzwonić, aby chłopaka nie obudzić, stała teraz pod drzwiami wściekle waląc rękoma w drzwi i pukając w okno.
Gdzie logika???No gdzie ona?
Chłopiec dziewczęcia w końcu chyba się obudził, bo oto drzwi się otworzyły, dziewczę zniknęło i zostałem sam.
Pozastanawiałem się trochę nad ludzkimi zawirowaniami życiowymi i wyruszyłem w miasto, aby dalej wozić zakochanych, pijanych, starych, młodych, durnych, mądrych, kochających inaczej i nie kochających starych.
Tutaj historia powinna się zakończyć, jednak kilkanaście godzin później, gdy wyspałem się po nocy i wyruszyłem ponownie do pracy, pierwsze zlecenie jakie dostałem było pod adres gdzie zostawiłem dziewczę pracujące w najstarszym zawodzie świata. Dojechawszy pod adres ujrzałem ją jak tam stała samotnie, wymiętolona jakby kto ją psu z gardła wyszarpał. Wsiadła grzecznie, widać po niej było, że niezwykle zmęczona jest.
- do domu? - pytam ją
- tak, ale skąd pan wie gdzie ja mieszkam? Obywatelka ladacznica spytała cichutko patrząc na mnie wielkimi okami.
- jechaliśmy w nocy razem, przywiozłem panią tutaj
- ojej, nie pamiętam
Koniec końców, zawiozłem dziewczynkę do domku, napiwku znowu nie było.
I to jest miejsce w którym znowu powinna się opowieść zakończyć, uważny czytelnik powinien jednak mieć pewien niedosyt. Aby więc definitywnie temat zamknąć: wór z gruzem stał tam nadal, co ciekawe wyglądał tak jak by ktoś mu coś jeszcze dorzucił.
I dwa logiczne wnioski:
1- remont trwa dalej
2- naprawdę trudno zrozumieć kobiety
PS: na temat drugiego wniosku można by pisać i pisać, ale tak się składa, że czyta to też moja osobista kobieta. Nie chcąc się narażać na cierpienie pominę to milczeniem i rozpisywał się nie będę :)